ks. prot. Mirosław Wiszniewski
Praca socjalna jako aspekt miłosierdzia Cerkwi
Człowiek jest stworzony na obraz i podobieństwo Boga. Dlatego jego godność ma fundamentalne znaczenie i jest nienaruszalna. Jakiekolwiek ustalanie sztucznych granic jest niedozwolone. Wypływająca z Biblii godność osoby ludzkiej oznacza między innymi, że człowiek nie jest obiektem, którym wolno dowolnie manipulować; że nie może być traktowany przedmiotowo, jako środek służący do osiągnięcia jakiegoś celu. Osoba jest zawsze podmiotem. Zwróćmy przy tym uwagę, że przeważający zakres międzynarodowych regulacji tyczących się praw człowieka bazuje właśnie na tej zasadzie nadrzędności godności osoby ludzkiej.

Żaden człowiek nie ma prawa decydować o tym, które życie jest warte tego, aby je przeżyć, a które wolno przedwcześnie zakończyć, bo jest "bezwartościowe". Prawo do życia nie może zależeć od stanu zdrowia, sprawności, zdolności intelektualnych fizycznych, wydajności itp. Dane przez Boga życie jest wartością samą w sobie.

Dzisiaj świat wkroczył w XXI wiek. Ludzkość w tym czasie przemieniła się z Homo sapiens w człowieka inteligentnego, i cywilizowanego jak sama o sobie zwykła mówić. Jednak stała się rzecz dziwna, ponieważ w nasze codzienne życie wkrada się chłód, egoizm, uprzedzenie, agresja, irytacja. Chęć pozyskania władzy i materializm dla wielu jest celem jedynym i nadrzędnym a być może i najświętszym. Taka wizytówka jak prawdziwa wiara, czyste sumienie, prawda czy miłosierdzie odchodzą stopniowo do lamusa. Nie są na czasie, na topie nie są po prostu w modzie. Chrześcijaństwo wywarło wielki wpływ na kształtowanie się zawodów fachowego pomagania, zwłaszcza tych koncentrujących się na pielęgnacji człowieka chorego oraz zajmowania się ludźmi słabymi socjalnie. Od początku leczenie ciała i psychiki łączono z uzdrawianiem duszy. I było to jak najbardziej właściwe, obiektywne podejście.

Dzisiaj z jednej strony obserwujemy coraz bardziej sterylne, wyizolowane traktowanie opieki, z drugiej zaś strony - sami cierpiący chcą mieć kontakt z duszpasterzem, pragną spędzać starość w domu kierowanym przez zakonnice, życzą sobie wierzącej pielęgniarki i religijnego opiekuna, z którymi mogliby swobodnie porozmawiać o swoich duchowych problemach. Podręczniki dotyczące opieki zawierają rozbudowane rozdziały o potrzebach religijnych. Najskuteczniejsza etyka, sprawdzająca się w najtrudniejszych uwarunkowaniach, jest podbudowana wskazówkami płynącymi z wiary, nadziei i miłości.

Wiara chrześcijańska plasuje osobę słabą socjalnie, chorą, niepełnosprawną w centrum zainteresowania. To właśnie takimi "wadliwymi" jednostkami Chrystus zajmował się w szczególny sposób.

Cały Nowy Testament wskazuje, że chrześcijanin musi być człowiekiem konsekwentnym. Myśli i słowa wierzącego muszą iść w parze z czynami. Bez tego są nic nie znaczącymi deklaracjami. Na co więc należy zwrócić uwagę w kontekście omawianej przez nas problematyki? Przede wszystkim na to, że w Cerkwi znaczenia duchowego nabierają zwykłe sprawy. Liczy się solidarna, aktywna postawa wobec problemów człowieka, któremu wiedzie się znacznie gorzej niż mnie. W opisie ostatecznego sądu nad narodami widzimy Chrystusa dzielącego ludzi na tych przeznaczonych do wiecznego szczęścia i tych skazanych na wieczne potępienie. "Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, tegoście i Mnie nie uczynili. I pójdą ci na mękę wieczną, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego" (Mt. 25) Do czego sprowadza się kryterium tego wyroku, od którego już nie będzie można wnieść odwołania? - Do postawy człowieka wobec głodnych, spragnionych, tułających się, nie mających się w co ubrać, chorych, uwięzionych. Nie wystarczą ustne deklaracje pójścia za Chrystusem. O prawdziwości wiary świadczą uczynki. Relacja ta działa także i w drugą stronę. Czy będę autentyczny dla człowieka znajdującego się w kryzysie, w potrzebie, czy zachęcę go do zainteresowania się Dobrą Nowiną - jeśli moja praktyczna pomoc ograniczy się do minimum albo jedynie do pięknych słów? Wydaje się, że tego rodzaju oszukiwanie samego siebie stanowiło problem od samych początków chrześcijaństwa. Gdyby tak nie było, Apostoł Jakub nie umieściłby w swoim liście następujących dobitnych a zarazem ironicznych słów:

"Jaki z tego pożytek, moi bracia, jeśli ktoś mówiłby, że wierzy, a nie spełniałby uczynków? Czy sama wiara może go zbawić? Jeśli jakiś brat lub siostra nie mieliby się w co ubrać i brakowałoby im codziennego pożywienia, a ktoś z was powiedziałby: Idźcie w pokoju, ogrzejcie się i najedzcie, a nie dalibyście im tego, co potrzebne dla ciała, jaka z tego korzyść? (Jak. 2,14-16)

Nie ma więc obojętnych spotkań z potrzebującym. Zawsze albo coś budujemy w tym człowieku, albo niszczymy. Wszystko zależy od postawy fachowo pomagającego. Nie wolno interpretować świata i żyjących w nim ludzi z naszej własnej zdrowej, pełnosprawnej, bezpiecznej perspektywy. Musimy zdawać sobie sprawę, w jakim położeniu znajduje się mój brat. Chrystus mówi - ...byłem chory i odwiedziliście mnie... (Mt 25,36). Dla chorego człowieka odwiedziny są czymś niezwykle ważnym. Ale dlaczego? Czym charakteryzuje się położenie takiej osoby? I jaka postawa przy łóżku chorego będzie w związku z tym najbardziej skuteczna dla stabilizacji emocjonalnej i duchowej tego człowieka?

Nie istnieje jedna uniwersalna odpowiedź na powyższe pytania. Każdy chory przeżywa swoją chorobę nieco inaczej. To, co jeden znosi cierpliwie i spokojnie, wywołuje u drugiego głęboki dyskomfort psychiczny. Jak więc pomagać? Być może najprostszym uwrażliwieniem na potrzeby i oczekiwania będzie przypomnienie sobie okresu, kiedy to ja sam byłem chory: Z czego się wtedy cieszyłem? Co mnie stabilizowało i wzmacniało duchowo? Za czym tęskniłem? Czego się najbardziej bałem? Co mi najbardziej pomagało znosić chorobę? Dlaczego chciałem być odwiedzany?

Pomóc choremu to znaczy zrozumieć go, wczuć się w jego położenie, udzielać mu rad adekwatnych do jego sytuacji, być przy nim w sposób, który uznaje za najlepszy. Aby to było możliwe, wskazane jest zastanowienie się nad sytuacją potrzebującego, nad tym, co ją cechuje i czym różni się ona od normalnego, zdrowego życia. ...byłem chory i odwiedziliście mnie... Tajemnicą dobrego kontaktu z cierpiącym jest uwzględnianie szczególnych uwarunkowań jego aktualnej sytuacji. Bliźni potrzebuje człowieka rozumiejącego trudy i problemy, z którymi przyszło mu się borykać. Moją rolą jest udzielanie odpowiedzi na pytania cierpiącego. Przy łóżku chorego powinienem zapomnieć o sobie, aby wczuć się w jego położenie. To jedyna droga prowadząca do autentycznej relacji międzyludzkiej; autentycznej - czyli takiej, która temu człowiekowi naprawę ułatwi przeżywanie choroby. ...byłem chory i odwiedziliście mnie... Odwiedzając chorego pana X lub panią Y - odwiedzam Chrystusa. Czy więc nie warto się postarać, by to spotkanie cechowało się najwyższą jakością?

Człowiek znajdujący się w kryzysie zdrowotnym szuka wytłumaczenia swoich problemów, a następnie chce, aby wiara pomogła mu w ich przezwyciężeniu. Ludzie potrzebują na drodze swego życia wsparcia, punktów odniesienia, pomocy w pokonywaniu trudności i we wzrastaniu. Każdy człowiek jest odpowiedzialny sam za siebie. Ale zwłaszcza w sytuacjach kryzysowych, nagłych załamaniach, chorobie - sprawdza się powiedzenie "co dwie głowy to nie jedna". Nie jesteśmy stworzeni do samotnych wędrówek przez życie. Chrześcijaństwo nie jest religią indywidualistów, lecz trwaniem przy Bogu w Cerkwi. Stąd też wypływa niezbędność opieki duchowej, zwłaszcza tej świadczonej bliźnim przeżywającym chorobę, niepełnosprawność, kryzys psychosocjalny. Za tego typu pomoc nie jest odpowiedzialny wyłącznie duchowny, lecz każdy człowiek będący w łonie Cerkwi. Im poważniejsze problemy, tym pilniejsza staje się chęć porozmawiania z kimś, kto potrafi przedyskutować aktualną sytuację także z perspektywy wiary. Większość osób świadomych nadchodzącej własnej śmierci przestaje się interesować "normalnym" życiem. Ich uwaga ogniskuje się na przyszłości, która ma nastąpić po śmierci. Byłoby ogromnym okrucieństwem pozostawianie tych osób sam na sam z egzystencjalnymi pytaniami, niepewnością, modlitwą nie dającą im poczucia, iż rzeczywiście zbliżyli się poprzez nią do Boga. Człowiek, który zachorował, który w jakimś zakresie został pozbawiony sprawności, staje się wędrowcem po nieznanym lądzie. Wtedy czeka na drugiego człowieka, który zechce go poprowadzić - wysłuchać, zrozumieć. Tęskni za rozmową. Chce się naradzić nie tylko pod kątem praktycznego przeorganizowania życia, skorzystania z terapii, uporządkowania innych spraw. Dąży także do zinterpretowania doświadczanego kryzysu w kategoriach wiary. Usiłuje określić swoją relację wobec Boga i pozycję Boga wobec jego cierpiącego ciała czy psychiki. Mało kto jest w stanie wykonać tę pracę samodzielnie, bez pomocy drugiego człowieka.

Bycie z drugim człowiekiem ze względu na potrzebę realizowania potrzeb duchowych ma długą biblijną tradycję. Pierwsze, można powiedzieć: programowe samookreślenie się Boga, to zapewnienie o stałej, nieprzerwanej obecności Boga przy swoim ludzie. Chrystus przedstawiający się jako Dobry Pasterz kontynuuje to zobowiązanie Boga do czuwania nad wierzącymi.

Znamienna scena z Nowego Testamentu rozgrywa się podczas triumfalnego wjazdu Chrystusa do Jerozolimy. Grecy przychodzą wówczas do Filipa i proszą go - Chcemy zobaczyć Jezusa (J 12,20-22). Opiekę duchową można przedstawić także w tym ujęciu - jako pomoc w dotarciu czy też ułatwienie nawiązania bezpośredniego kontaktu z Bogiem. Teologia, normy, wartości chrześcijańskie itp. są jak najbardziej przydatne. Ale sens ich stosowania odczuje wyłącznie ten człowiek, który zobaczył Chrystusa i uwierzył w Niego. Im poważniejszy, im bardziej zaawansowany kryzys zdrowotny, tym istotniejsze staje się zobaczenie Boga.

Na czym polega podstawowa opieka duchowa w Cerkwi? Jej cele określimy, posługując się Biblią i zdrowym rozsądkiem. Nie chodzi o nic specjalnego, niezwykłego, lecz po prostu o pomoc, dzięki której nasz bliźni będzie w stanie poradzić sobie ze szczególnymi obciążeniami psychosocjalnymi, ze swoją chorobą. Opieka duchowa zmierza do tego, aby cierpiący nie obraził się na Boga, nie kłócił się z Nim, aby potrafił się modlić, nawet kiedy idzie mu bardzo źle, aby posługiwał się zasadami życia duchowego mającymi rzeczywiste pokrycie w Bożym objawieniu, - aby nie zniechęcał się, aby traktował swoje cierpienie jako doświadczenie, podczas którego może dalej się rozwijać duchowo.

Fachowo duszpasterz musi rozumieć, że pomoc duchowa osobie znajdującej się w kryzysie, w szczególnym stresie, nie jest zdarzeniem jednorazowym. Wymaga czasu, w którym będzie się dokonywała przemiana, kiedy będzie się dochodziło do duchowych celów. Bez kontynuowania procesu, bez trwałej relacji z podopiecznym nie można mówić o prawdziwej pomocy.

Zajmując się osobą będącą w potrzebie możemy znaleźć się w sytuacji, w której nie bardzo widać, co właściwie jest do zrobienia. Cierpienie zaciemnia obraz. Sam podopieczny właściwie nie wie, czego mu potrzeba. Co wtedy robić? Po prostu być przy tym człowieku, budować z nim braterską relację. Człowiek będący w potrzebie wie, że jest przy nim brat w wierze.

Św. Augustyn plastycznie i dobitnie wypowiedział w swoich "Wyznaniach" nieustanny niepokój człowieka, który trwa dopóki nie znajdzie pokoju w Bogu. Wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy, że źródłem ich największych problemów jest właśnie nieuporządkowane życie z Bogiem, brak osobistej łączności z Chrystusem. Tymczasem Chrystus sam powiedział o sobie - Ja przyszedłem po to, aby /owce/ miały życie i miały je w obfitości (J. 10,10). Jezus nie kłamał, jeśli więc coś w tej relacji szwankuje, jeśli brakuje życia duchowego w obfitości - to błąd został popełniony przez człowieka. Opieka duchowa nie polega oczywiście na wytykaniu błędów. Dobry opiekun pomaga raczej odkryć tę tęsknotę człowieka za Bogiem, uświadamia jemu ten niepokój, o którym pisał św. Augustyn.

Zwróćmy teraz jedynie uwagę na potrzebę motywowania podopiecznego do łączenia wiary z życiem, do szukania jedności tych dwóch przestrzeni. Że jest to cel do osiągnięcia, pokazuje Apostoł Paweł cytując słuchającym go w Atenach ludziom fragment hymnu adresowanego do Zeusa, powstałego trzysta lat przed Chrystusem, i łącząc ten wiersz ze swoim własnym przekonaniem o bardzo ścisłej łączności wierzącego z Bogiem - W rzeczywistości bowiem jest On niedaleko od każdego z nas. W Nim przecież żyjemy, poruszamy się i jesteśmy, jak też powiedzieli niektórzy z waszych poetów: Jesteśmy bowiem z Jego rodu (Dz 17,27-28).

Fachowo pomagający/duszpasterz musi wyrobić w sobie postawę słuchacza. Musi umieć milczeć, zanim zacznie mówić, czyli radzić, nauczać, pouczać, udzielać wskazówek. Biblijny król Dawid prosi Boga o serce rozumne, czy też słuchające (l Krl 3,9). Najważniejsza modlitwa Starego Testamentu rozpoczyna się od słów Sluchaj Izraelu... Chrystus uskarża się na tych, którzy mają uszy do słuchania, a nie słuchają. Opieka duchowa jest szczególnym odruchem, zbudowanym przez milczenie, słuchanie i odpowiadanie.

Można dysponować dużym doświadczeniem, zdobywanym w kontakcie z osobami chorymi fizycznie lub psychiczne, umierającymi, słabymi socjalnie, niepełnosprawnymi. Można być człowiekiem nauczonym wielu mądrości przez upływające lata życia. Można być absolwentem teologii z tytułem naukowym potwierdzonym wzorowymi wpisami do indeksu i celującym dyplomem. W każdym jednak wypadku należy wiedzieć, że priorytetem opieki duchowej jest zawsze zbliżanie podopiecznego do Boga, a więc do jego Słowa, do Dobrej Nowiny. Potrzeba ogromnej pokory i samoopanowania, aby przyjąć w kontakcie z potrzebującym drugoplanową rolę, a jego uwagę koncentrować na Chrystusie, na Jego słowach. Słowa, które wam powiedziałem, są duchem i życiem (J 6,63). Jeżeli będziecie trwać w Moim słowie, będziecie prawdziwie Moimi uczniami (J 8,31). To tylko dwa cytaty z wielu innych pokazujących, czym jest i jaką ma moc Słowo Chrystusa. Na pewno nie popełnimy błędu, oddalając się od czysto ludzkich spekulacji, aby skierować uwagę osoby znajdującej się w poważnym kryzysie zdrowotnym lub psychosocjalnym właśnie ku Dobrej Nowinie. To jest mądrość prawdziwa, ponadczasowa i przydatna w każdej sytuacji.

Prośba uczniów do Chrystusa: Panie, naucz nas się modlić - jest aktualna i w dzisiejszych czasach. Człowiek chory/słaby/ niepełnosprawny/umierający może mieć problemy z modlitwą. Trudno się modlić, kiedy sytuacja zmieniła się diametralnie na gorsze, jakże często - niespodziewanie, rujnując dotychczasowe plany życiowe. Nie bójmy się pomagać na tej płaszczyźnie. Apostoł Paweł zapewnia w Liście do Rzymian: Podobnie też Duch wspiera nas w naszej niemocy. Nie wiemy bowiem, o co i jak należy się modlić, ale sam Duch wstawia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami (Rz. 8,26). Jak najprostsza, szczera, spontaniczna, płynąca z serca modlitwa, przedzielona chwilami milczenia, może stać się źródłem codziennej, prawdziwej siły w trudnościach.

Cały Nowy Testament mówi o wzrastaniu w wierze. Najpierw trzeba oczywiście stać się jak dziecko i poczuć się dzieckiem Bożym. Na tym jednak nie wolno poprzestać. Wzrastanie w wierze, rozwój, coraz większy zakres naśladowania Mistrza, to nieodzowne warunki odpowiedzi, jaką należy udzielić na zaproszenie płynące z Ewangelii. Okres choroby, wyłączenia z normalnego życia, przeżywanie czegoś, co nie jest do końca zrozumiałe, może być dobrym czasem na uporządkowanie życia, także relacji z Bogiem. Podopiecznemu należy się opieka duchowa, aby był w stanie wejść na nowy etap życia duchowego.

Dlaczego tak wielu wierzących boi się umrzeć? Biografia takiego człowieka jest "zabrudzona":
- grzechami przeciwko Bogu, które nie zostały jeszcze wyznane, a więc i nie są odpuszczone;
- przewinieniami wobec bliźnich, za które ich jeszcze nie przeprosił, wyrządzonymi szkodami, których nie naprawił;
- winami innych ludzi, które zapiekły się w jego pamięci i psychice, których im nie podarował.

A przecież najbardziej znana modlitwa autorstwa samego Jezusa jest zarazem programową deklaracją postawy chrześcijanina (cytat według Przekładu Ekumenicznego): Przebacz nam nasze grzechy, bo i my przebaczamy każdemu, kto wobec nas zawinił... (Łkll,4)

W 99 procentach przypadków nasz podopieczny boi się rzeczywistości następującej po śmierci, gdyż przebywa w więzieniu osobistego grzechu i winy. Nie potrafił poprosić o przebaczenie Boga i innych ludzi. Nie umiał wybaczyć bliźniemu. Ten problem wymaga jak najszybszego załatwienia. Skutków wielu zadawnionych przewinień nie da się już naprawić. Zbyt wiele lat dzieli dzisiejszy dzień od tamtych zdarzeń. Nie ma się już kontaktu z osobami, którym wyrządziło się zło, lub których było się ofiarą. Zawsze jednak można pojednać się z Bogiem. I trzeba to zrobić, do naszego obowiązku należy aby pomóc odzyskać najważniejszy wymiar wolności.

Drugi fragment z modlitwy Pańskiej jest tak wyraźny, że aż nie wymaga komentarza: Niech się spełni Twoja wola (Mt 6,10). Warto wiedzieć, że wierzący może być pewny bezwarunkowej akceptacji ze strony Boga. Dlatego żadne problemy nie są tak wielkie, aby nie można było przyjąć postawy - ja przestaję się wysilać, aby mógł zacząć działać Bóg". Nie jest to oczywiście zachęta do lenistwa, lecz do rozeznania granic, na których wyczerpują się ludzkie kompetencje i efektywność. Wtedy wolno chrześcijaninowi totalnie powierzyć się Bogu. Bóg odpowie, jeśli oczyściliśmy przedpole, jeśli zapraszamy go wysprzątanego domu naszego życia.

Nie sposób wyobrazić sobie duchowego aspektu opieki i pielęgnacji, bez przywołania postaci biblijnego Hioba. Historia jego bojów toczonych z cierpieniem wypełnia całą księgę należącą do kanonu Starego Testamentu. Kto chce mówić o odwiecznych problemach człowieka z cierpieniem, ten nie obędzie się bez przeczytania Księgi Hioba.

Oto zakład, w którym chodzi o rozstrzygnięcie następującej kwestii: czy człowiek, któremu zabierze się wszystko, co posiada, będzie dalej wierzył w Boga? Jest to nieco dziwny zakład, gdyż Bóg czyni go ze swoim największym wrogiem - Szatanem. Testowaną osobą jest Hiob, człowiek prawy i bogobojny, nie kalający się złem. To straszliwy eksperyment, gdyż Hiob nic o nim nie wie. Ma spotkać go zło całkowicie niezawinione, niespodziewane. Znamy finał tej historii.

Sytuacja Hioba jest klasycznym przykładem uwarunkowań, w których z perspektywy człowieka nie można znaleźć odpowiedzi na pytanie "dlaczego?" Dlaczego Bóg do tego dopuścił? Dlaczego zmarło moje dziecko? Dlaczego jestem bezrobotny? Dlaczego...? Dlaczego...?

Szatan nie zwleka z wykorzystaniem otrzymanego zezwolenia. Hiob w ciągu jednego dnia traci cały majątek. Giną jego dzieci. Kolejni posłańcy przynoszą "hiobowe wieści" piętrzące ogrom nieszczęść. Czytając tę relację wstrzymujemy oddech. "To przecież niemożliwe, żeby jeden człowiek musiał znieść aż tyle tragedii". Niestety, coś takiego się zdarza - i wtedy, i dzisiaj. Dzieci pozostawione bez opieki w domu zaprószają ogień, ginie trójka kilkulatków, płonie dom z dorobkiem całego życia. To tylko jedna przykładowa wiadomość prasowa sprzed paru miesięcy. Ciągle zdarzają się tak okrutne sytuacje, że dotknięty nimi człowiek wątpi w to, iż Bóg w ogóle się jeszcze nim zajmuje, i po ludzku nie uda się takiego człowieka pocieszyć. Nie istnieją bowiem słowa będące właściwą reakcją na tragedię. Co robi Hiob? Zachowuje się jak prawowierny Izraelita, zgodnie ze starą tradycją - rozrywa ubranie, goli głowę i pada na ziemię, oddając Bogu pokłon. Po prostu trwa przed Bogiem.

Cerkiew tłumaczy, że nie tylko wolno, ale wręcz należy się modlić o uzdrowienie. Odnośne zalecenia znajdujemy w Liście św. Jakuba. To ważny tekst - tak wyraźny, że nie pozostawia miejsca na dowolne komentarze: Cierpi ktoś z was? Niech się modli. Jest ktoś w dobrym nastroju? Niech śpiewa psalmy. Ktoś z was choruje? Niech zaprosi prezbiterów Kościoła i niech się modlą nad nim namaszczając go olejem w imię Pana. Modlitwa odmawiana z wiarą zbawi chorego i Pan go podźwignie. A jeśli popełniłby jakieś grzechy, zostaną mu odpuszczone. Wyznawajcie więc sobie wzajemnie grzechy i módlcie się jedni za drugich, abyście zostali uzdrowieni. Bardzo skuteczna jest wytrwała modlitwa sprawiedliwego (Jk 5,13-16).

Cytowane słowa mówią, iż reakcją na cierpienie i chorobę powinna być modlitwa, do uzdrowienia prowadzi modlitwa z wiarą, trzeba się modlić wytrwale, Bóg wysłuchuje modlitwy człowieka sprawiedliwego, nie ma skutecznej modlitwy, o ile nie zostaną wyznane grzechy.

Tam gdzie choroby można leczyć lub uzdrawiać, gdzie można minimalizować niepełnosprawność lub jej zapobiegać - należy to robić nie szczędząc wysiłku. Dlatego potrzebny jest postęp medycyny. Dlatego trzeba zajmować się profesjonalnie chorymi, niepełnosprawnymi i umierającymi. Ale przykład i nauka Jezusa wskazują, że żadnego człowieka nie wolno na przykład przymuszać do poddawania się diagnostyce genetycznej. Wiemy, że każdy człowiek potrzebuje zbawienia. Biblia uczy, że Zbawienie przychodzi tylko i wyłącznie od Boga. Należy stanowczo odrzucić fałszywe obietnice naukowców sugerujących, jakoby człowiek był w stanie całkowicie wziąć swój los we własne race i zapewnić sobie niczym nie ograniczoną szczęśliwość. To iluzja, która zakończy się gorzkim rozczarowaniem. Na tej drodze wielu ludzi może zostać skrzywdzonych i zranionych - jeśli uwierzą, że choroba, niepełnosprawność i umieranie nie są normalnymi wymiarami ludzkiej egzystencji, lecz wyjątkową, niespotykaną katastrofą, której należy zapobiec bez względu na finansowe, moralne i duchowe koszty.

Powstawanie i rozwój opieki i pielęgnacji chorego człowieka, dokonujące się w tradycji Cerkwi, zawsze uwzględniały takie elementy jak obecność przy cierpiącym pacjencie, pomoc w znalezieniu sensu cierpienia, łagodzenie objawów przez aktywność opiekuna.

Ta identyfikacja z problemami podopiecznego ma znaczenie zarówno dla pacjentów, jak i dla fachowo pomagających. Świadome i celowe towarzyszenie cierpiącemu człowiekowi jest czymś naturalnym, budzącym się ze zdrowych odruchów. A przy tym przychodzi o wiele łatwiej niż przepełnione chłodnym profesjonalizmem dystansowanie się od sytuacji podopiecznego. Doświadczenia zbierane z pracy z pacjentami nakazują, aby z coraz większą uwagą traktować te aspekty zajmowania się pacjentami, w których pozornie nic się nie dzieje. Najlepszym przejawem jest to, iż Cerkiew stara się być przy cierpiących dosłownie bez przerwy, a więc w znacznie większym zakresie, niż nakazują to odnośne standardy. Samo przebywanie w szpitalu w związku z problemami zdrowotnymi napełnia pacjenta lękiem. Obecność życzliwych osób, możliwość prowadzenia komunikacji - mają dla chorego fundamentalne znaczenie. Nie jest on sam na sam ze swoim cierpieniem. Chorzy dopominają się tego i dziękują za taką właśnie obecność. Ona daje im siłę i wytrwałość do walki z chorobą. Osoby leczące się pod taką opieką wykazują nieporównywalnie lepszy stan psychosomatyczny, niż u chorych, traktowanych według tradycyjnych standardów opiekuńczych.

Dzięki temu, że w Biblii znajduje się Księga Hioba, dysponujemy przykładem, że cierpienie może stać się źródłem najwyższego możliwego stopnia rozwoju osobowości.

Pomoc w przezwyciężaniu przez podopiecznego trudności duchowych jest jedną z najbardziej intymnych form zajmowania się cierpiącym człowiekiem. Autentyczne pomaganie na tej płaszczyźnie jest możliwe tylko i wyłącznie wtedy, jeśli fachowo pomagający sam uporządkował obszary własnej religijności. Bardzo często powtarza się, że religia jest sprawą prywatną. Nie wydaje się jednak, aby było to twierdzenie fachowe w stosunku do Cerkwi. Bowiem całe przesłanie Ewangelii nawołuje aby przeżywać swoją wiarę na co dzień, w relacjach z innymi ludźmi, otwarcie, nie wyłączając z niej żadnych obszarów własnej egzystencji. Praktycy pracy opiekuńczej nawołują do otwartego i celowego zajmowania się swą duchowością w ramach przygotowywania do tych ról zawodowych, jak również dalszego dokształcania się w tym zakresie. Im bardziej obciążająca praca, tym ważniejsze staje się budowanie i odnawianie sił duchowych personelu. Jakże często opiekun myśli spoglądając na pacjenta zbliżającego się do końca swojego życia - "Przecież to mogłem być ja, albo - "To mogłoby być moje dziecko, z którym trzeba by się na zawsze pożegnać". Takie refleksje wiążą się ze znacznymi obciążeniami emocjonalnymi. Do ich przepracowania nie wystarczy chłodna mądra analiza. Samo uporządkowanie emocji i zregenerowanie sił psychicznych to za mało. Tu potrzeba solidnej podbudowy religijnej.

Rdzeniem duchowego wymiaru pielęgnacji podopiecznego jest trwanie przy tym człowieku. Jest to również prezentowanie własnego przekonania o tym, że Bóg jest silniejszy od każdego zła, od każdego cierpienia, a w końcu - i od śmierci. Wsparcie duchowe ma sens wyłącznie wtedy, gdy jest opowiedzeniem się za jednoznacznie pozytywną wizją przyszłości. Tej dobrej perspektywy nie powinny zakłócić bieżące porażki i niedogodności. Jest to więc postawa daleka od rozumianej po ludzku pewności. Ale właśnie do takiej postawy sprowadza się najważniejsza ewangeliczna definicja naszej wiary zwarta w Liście do Hebrajczyków: Wiara jest gwarancją tego, czego się spodziewamy, dowodem istnienia rzeczy, których nie widzimy (Hebr 11,1).

Cerkiew od początku swojego istnienia kładzie ogromny nacisk na czyn miłosierdzia w stosunku do człowieka potrzebującego. Każdy członek Cerkwi ma prawo a wręcz obowiązek dbania o swojego bliźniego, który z różnorakich powodów trafił na społeczny margines i wyciąga do nas rękę z wołaniem o pomoc. I to co uczynimy jednemu z braci swoich uczynimy Chrystusowi Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, tegoście i Mnie nie uczynili". I pójdą ci na mękę wieczną, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego